Czego w Chinach nie lubię?
Kosmicznych cen.
O czym więc? O tym, jak tu drogo :)
Nie znoszę robienia zakupów na różnego rodzaju targach. Chodzenia do krawca. Do szewca. Do warzywniaka.
Dlaczego? Bo jeśli jesteś człowiekiem z zachodu,
laowai, przeciętna rzecz będzie kosztować cię drożej. Bo Chińczycy wierzą, że tacy ludzie śpią na pieniądzach. Są z daleka. Są bogaci. I ceny wszystkiego automatycznie idą w górę. Wysoko w górę. Śmiać mi się chce (choć właściwie to już nie wiem czy śmiać się, czy płakać), kiedy wchodzę czasem do sklepu, widzę miseczkę, za którą zapłaciłam 10 yuanów, pani podaje mi za nią cenę niemal 300. Kiedy chcę kupić czajniczek do parzenia herbaty i zamiast 50 CNY cena wzrasta o kolejne 400. Kiedy chcę kupić jakiś drobiazg i płacę za niego 5 yuanów, to zazwyczaj i tak wiem, że powinnam za niego zapłacić 2.
Nie lubię chodzić do sklepu z kosmetykami, gdzie muszę zapłacić majątek za krem, który był dużo tańszy, kiedy kupowałam go w Niemczech. Nie znoszę robić zakupów w moim osiedlowym sklepie, gdzie widzę ser, na który mam taką wielką ochotę, bo nie jadłam go wieki i muszę zapłacić za niego tyle, że się odechciewa wszystkiego (ostatnio pudełeczko serka wiejskiego za ponad 20 zł!). Nie lubię chodzić do restauracji z zachodnim jedzeniem, w której muszę zapłacić cenę, jak w Europie, a jedzenie w niczym nie przypomina tego, które powinno.
Wiem, wiem, racją jest, że importowane rzeczy powinny kosztować więcej, no ale bez przesady :)
Może dziś doznacie szoku...
Otóż, hisoria, że Chiny są biedne dawno straciła na wartości.
Tyle aut, nowych, najdroższych nie widziałam nigdzie. Czasem mi się wydaje, że wszyscy moi sąsiedzi zaopatrzeni są przynajmniej w jedno Porsche, najlepiej Cayenne, jedno Audi - takie lepsze Audi, jak A6L (L oznacza wersję dłuższą od normalnej), bądź BMW tak wielkie, że niemal nie mieści się na naszej osiedlowej uliczce.
Kolejny przykład. Sklepy. Tyle sklepów Diora, Chanel, Versace, Prady, i innych, których nawet nie znam nie widziałam nigdy w jednym budynku. Budynku? Ba na jednym skrzyżowaniu okazuje się, że są dwa sklepy Diora, by nie trzeba było nawet przechodzić przez ulicę, by móc dokonać zakupu :) I kto w tych sklepach kupuje? Na takie sklepy już nie stać
laowai. W takich sklepach majątek zostawiają Chińczycy. Nowobogaccy Chińczycy, których tutaj nie brakuje. Niesamowicie bogaci Chińczycy.
Każdy z iPhonem.
To dlaczego, my, zwykli, przeciętni
laowai i tak musimy płacić więcej u tego krawca, szewca i na markecie? :(