Z ogromną radością zabieram z Chin moje psy i cieszę się, że lecą z nami do kraju, w którym wreszcie będą miały jakiś status istnienia oraz będą chronione przez prawo.
Temat, który poruszałam na blogu już kilka razy. Temat, który mnie, jako ogromną miłośniczkę zwierząt i wegetariankę od wielu wielu lat dotykał w Chinach wyjątkowo. Wiele razy ze łzami w oczach czytałam artykuły, jak Chińczycy traktują zwierzęta, co się dzieje na zapleczach chińskich restauracji i za co Chińczycy lubią zapłacić majątek. Zwierzęta domowe, takie jak psy i koty, traktowane są tutaj, jak zabawki. Farbuje się im sierść, maluje paznokcie. A po kilku latach, kiedy już się właścicielowi znudzą wyrzuca się je na ulicę w nadziei, że zostaną zjedzone. Otwiera się drzwi kotu i wypuszcza go "na wolność" w środku zatłoczonego Szanghaju...
Zwierzęta hodowlane nie są traktowane, jak żywe stworzenie, ale jak jedzenie na czterech nogach, dzięki któremu w łatwy sposób można się wzbogacić. Dlatego słyszy się tyle historii o sprzedawanych w chińskich restauracjach szczurach udających jagnięcinę, kotach bez łap uchodzących za króliki. Również wiele przesądów o tym, że zjedzenie danego zwierzęcia da nieprawdopodobną siłę lub długowieczność, boli niezwykle. Pisałam już kiedyś, że Chińczyk zjadłby ostatnie zwierzę na Ziemi, za wszystkie pieniądze Świata, aby pokazać się i umocnić swój status społeczny.
Ostatnio na granicy złapano człowieka, który przewoził ze sobą 20 małych niedźwiadków i zaklinał, że są to szczeniaki. Wiózł je po to, żeby wykorzystać je jako chińskie lekarstwo. Nawet nie zabić, ale poddawać cierpieniu przez resztę jego życia...
W sklepach zoologicznych psy są zazwyczaj chore, suki są jedynie po to by produkować szczeniaki, które w wielu przypadkach są sprzedawane zanim jeszcze się do tego nadają.
Pieniądze, pieniądze, pieniądze...
Kiedy pada deszcz, bądź jest zimno ludzie na naszym osiedlu wyprowadzają psy w podziemnym parkingu... Krzyczą, biją. Nie raz zdarzało mi się zwracać komuś uwagę, kiedy podnosił rękę na swojego psa...
Wyglądające strasznie chińskie zoo, a w nich zaniedbane i cierpiące zwierzęta, bo rozchodzi się tam jedynie o pieniądze. Także jedne zwierzęta udające inne...
Cóż, cieszę się, że nie będę musiała już o tym słuchać i na to patrzeć. I wiem, że u nas też nie jest idealnie, ale jednak mamy większą świadomość tego, co robimy... Przynajmniej mam taką nadzieję...
No i nasze bestie będą w końcu mogły z nami podróżować, bo tutaj ciężko się z nimi ruszyć, nawet poza nasze osiedle...
Temat, który poruszałam na blogu już kilka razy. Temat, który mnie, jako ogromną miłośniczkę zwierząt i wegetariankę od wielu wielu lat dotykał w Chinach wyjątkowo. Wiele razy ze łzami w oczach czytałam artykuły, jak Chińczycy traktują zwierzęta, co się dzieje na zapleczach chińskich restauracji i za co Chińczycy lubią zapłacić majątek. Zwierzęta domowe, takie jak psy i koty, traktowane są tutaj, jak zabawki. Farbuje się im sierść, maluje paznokcie. A po kilku latach, kiedy już się właścicielowi znudzą wyrzuca się je na ulicę w nadziei, że zostaną zjedzone. Otwiera się drzwi kotu i wypuszcza go "na wolność" w środku zatłoczonego Szanghaju...
Zwierzęta hodowlane nie są traktowane, jak żywe stworzenie, ale jak jedzenie na czterech nogach, dzięki któremu w łatwy sposób można się wzbogacić. Dlatego słyszy się tyle historii o sprzedawanych w chińskich restauracjach szczurach udających jagnięcinę, kotach bez łap uchodzących za króliki. Również wiele przesądów o tym, że zjedzenie danego zwierzęcia da nieprawdopodobną siłę lub długowieczność, boli niezwykle. Pisałam już kiedyś, że Chińczyk zjadłby ostatnie zwierzę na Ziemi, za wszystkie pieniądze Świata, aby pokazać się i umocnić swój status społeczny.


Ostatnio na granicy złapano człowieka, który przewoził ze sobą 20 małych niedźwiadków i zaklinał, że są to szczeniaki. Wiózł je po to, żeby wykorzystać je jako chińskie lekarstwo. Nawet nie zabić, ale poddawać cierpieniu przez resztę jego życia...
W sklepach zoologicznych psy są zazwyczaj chore, suki są jedynie po to by produkować szczeniaki, które w wielu przypadkach są sprzedawane zanim jeszcze się do tego nadają.
Pieniądze, pieniądze, pieniądze...



Kiedy pada deszcz, bądź jest zimno ludzie na naszym osiedlu wyprowadzają psy w podziemnym parkingu... Krzyczą, biją. Nie raz zdarzało mi się zwracać komuś uwagę, kiedy podnosił rękę na swojego psa...
Wyglądające strasznie chińskie zoo, a w nich zaniedbane i cierpiące zwierzęta, bo rozchodzi się tam jedynie o pieniądze. Także jedne zwierzęta udające inne...
Cóż, cieszę się, że nie będę musiała już o tym słuchać i na to patrzeć. I wiem, że u nas też nie jest idealnie, ale jednak mamy większą świadomość tego, co robimy... Przynajmniej mam taką nadzieję...
No i nasze bestie będą w końcu mogły z nami podróżować, bo tutaj ciężko się z nimi ruszyć, nawet poza nasze osiedle...
Ciesze die niesamowicie, ze o tym Tak otwarcie piszesz. Dla mnie jest to jeden z glownych powodow dla ktorych moja noga w Chinach nigdy nice postanie. W Japonii tez nie jest idealnie ale o niebo lepiej niz w innych krajach azjatyckich.
OdpowiedzUsuńUdanej przeprowadzki!
Dzięki! Nie rozumiem trochę tej zmowy milczenia w tym temacie...
UsuńA my z tego właśnie powodu nigdy nie wybraliśmy się do Korei.
Uściski!
Dzisiaj takze bez... komenarza.
OdpowiedzUsuńJ.
:((
OdpowiedzUsuńStosunek do zwierząt u Chińczyków, Wietnamczyków, Japończyków powoduje, że mam dość ambiwalentne uczucia w stosunku do tych krajów. Z jednej strony ciekawa kultura i historia, z drugiej to... Wasze psiaki wreszcie będą mogły się wybiegać :)
OdpowiedzUsuńNie porownuj prosze Japonii , gdzie czworonogi sa traktowane jako czlonkowie rodziny I gdzie weterynarze wysylaja Ci kwiaty po smierci zwierzaka z Chinami. No Chiny to zupelnie Inna planets jesli chodzi o traktowanie zwierzat.
UsuńPrzepraszam za literowki ale moj telefon na sile poprawia.
A te jedzone? Nasłuchałam się o dziwnych, żywych japońskich potrawach. Ja nie jadam nic żywego lub gotowanego na żywca. Napisz proszę, na blogu coś o domowych zwierzakach w Japonii. Chyba, że przegapiłam taki wpis u ciebie...
UsuńZywych japonskich potrawach? Tych, ktorymi kazdy sie podnieca, a ktorych nikt w rzeczywistosci na oczy nie widzial, bo wiekszosc to wymysly odurzonych orientalnoscia podroznikow z lat przeszlych?
UsuńSa moze ze dwie, obie w wersji rybnej, ktore zjada sie na zywca, ale jedna z nich juz za czasow mlodosci mojego pana domu odeszla do lamusa, bo gotowanie zywych rybek nie jest juz uwazane za cos normalnego, a wrecz przeciwnie.
Ok, napisze o zwierzakach domowych juz wkrotce.
Nie były to opowieści podróżnych z lat przeszłych, a ludzi regularnie spędzających kilka tygodni w roku w Japonii (taka praca). O karpiu słyszałam i dziwnych potrawach z pokawałkowanych ośmiornic.
UsuńCzekam na wpis o zwierzakach :)
Pozdrawiam z okropnie zimnego dzisiaj Wiednia
Bardzo to smutne... widziałam w tv film zrobiony ukryta kamerą jak to zamęczane są tam niedźwiedzie, którym wysysa się żółć jakoby była afrodyzjakiem dla meżczyzn, horror!
OdpowiedzUsuńTylko gatunek ludzki jest zdolny do takiego okrucieństwa.
Te psiaczki z kręconym futerkiem są przekomiczne :) A pokażesz swoje czworonogi?
właśnie te niedźwiadki, o których wspominam, były wiezione dokładnie w tym celu
Usuń