
Najbardziej stresującym dla mnie punktem powrotu do
Niemiec był transport naszych małych bestii. Przygotowania do tego
rozpoczęliśmy już zimą, kiedy to jeszcze nie do końca byliśmy pewni, czy
wrócimy, a jeśli nawet to kiedy. Przygotowanie zwierząt zajmuje kilka ładnych
miesięcy. Zaczęliśmy od mikrochipa i szczepienia przeciwko wściekliźnie, które
musiało odbyć się w specjalnej rządowej klinice w Szanghaju. Szczepienie w
innych klinikach nie jest uznawane w dokumentach. Po upływie miesiąca
zabraliśmy psy na ciąg dalszy badań. Tym razem było to badanie krwi na obecność
przeciwciał przeciwko wirusowi wścieklizny. Próbka krwi została wysłana na
badania do Niemiec i na wyniki czekaliśmy ok. 4 tygodnie. By wjechać do Niemiec
musieliśmy odczekać co najmniej 90 dni od dnia pobrania próbki. Wypadła nam data 25 kwietnia (27
byliśmy już w samolocie). Tydzień przed wylotem po raz kolejny odwiedziliśmy
klinikę rządową, gdzie sprawdzany jest ogólny stan zdrowia psa. Jest to również
czas papierkowej roboty, multum podpisów, stempelków, itp. 3 dni przed wylotem
to kolejna wyprawa do Szanghaju. Tym razem na szczęście bez czworonogów. Musieliśmy
odebrać dokumenty zezwalające na eksport zwierząt z Chin. Odbieraliśmy je w
urzędzie celnym.
W międzyczasie musieliśmy zaopatrzyć się w specjalne
klatki do przewozu zwierząt. Bardzo ważne jest, by miały metalowe śruby. Często
sprzedawane są takie z plastikowymi, a te podobno nie nadają się do transportu
lotniczego. Nasze psiaki przez ostatnie miesiące w Chinach przyzwyczajane były
do klatek, które zastępowały im łóżka. Wszystko po to, by czuły się w nich
bezpiecznie i nie miały dodatkowego stresu podczas podróży (sprawdziło się i
nadal uwielbiają w nich leniuchować). Ważne również jest przyzwyczajenie psów
do picia z poidełka, by nie odwodniły się w czasie długiej podróży.

Razem z rezerwacją naszych biletów, zarezerwowaliśmy
w cargo miejsca dla psów. Mieliśmy więc pewność, że psiaki polecą z nami. Psy nie
przekraczające (wraz z klatką) wagi 8 kg mogą podróżować w kabinie, jako bagaż
podręczny. MeiMei mieści się w normie, ale nie chcieliśmy robić sobie i innym
pasażerom kłopotu, tym bardziej, że było to długi i pierwszy w ich życiu lot.
Także obie leciały w luku. Opłata za jedną klatkę to 150 euro. Jeśli weźmiemy
psa do kabiny opłata jest mniejsza o mniej więcej połowę.
Na lotnisku zalecane jest pojawienie się 3h przed
odlotem. Po dotarciu kierujemy się do odprawy, gdzie sprawdzane są wszelkie
niezbędne dokumenty, pobierana jest opłata za przelot i następuje czas
rozstania.
Potem jest ten najgorszy czas, kiedy właściciel umiera z
nerwów i ciekawości, co dzieje się ze zwierzakami i czy na pewno z nami polecą.
Dlatego ja przeleciałam biegiem przez odprawę i siedziałam w oknie, patrząc czy
ładują nasze psy do środka. Kiedy zobaczyłam je na taśmie wjeżdżające do luku
mogłam odsapnąć choć przez chwilę.
Nasłuchałam się różnych historii, że psy
szczekają i słychać je na pokładzie, że zjadają rzeczy w klatce, że robią sobie
rany na łapach. Z dobrych wieści słyszałam, że mają czasem w lukach kamery i
można podejrzeć, co się tam dzieje. Ale niestety jedyną informacją jaką
dostałam od stewardessy (która swoją drogą specjalnie zadzwoniła do kabiny
pilotów) była informacja, że w luku jest 15°C. Co jedynie mnie zmartwiło, że
tyle godzin, to na pewno moim kanapowcom za zimno ;)
Po wylądowaniu w Monachium, które było celem naszej
podróży, mogliśmy odebrać nasze psiaki w miejscu gdzie odbiera się bagaż
specjalny. Wyjechały jako pierwsze, zrelaksowane i szczęśliwe, że nas widzą. Ach
no i niezwykle głodne!
Będąc jeszcze w Chinach skontaktowaliśmy się z urzędem
celnym lotniska w Monachium, by poinformować ich, że przylatujemy. Lądowaliśmy
z samego rana i obawiałam się, że trzeba będzie czekać kolejne kilka godzin na lekarza, który będzie
mógł potwierdzić dokumenty, czego nie chciałam fundować
psom. Przesłaliśmy więc mailowo wszystkie dokumenty, które zostały potwierdzone
bez żadnego problemu. Dlatego, kiedy wychodziliśmy z lotniska, urzędnik jedynie
sprawdził czy numery czipów zgadzają się z dokumentami. I byliśmy wolni.

Po przyjeździe do naszego miasteczka od razu poszliśmy do
weterynarza, który jest uprawniony do wystawiania europejskich paszportów dla
zwierząt. Aby psy mogły swobodnie poruszać się po krajach Unii muszą być zaopatrzone
w mikroczipy i powinny posiadać paszport wystawiony przez upoważnionego do tego
lekarza weterynarii. W zależności od celu podróży może okazać się, że wymagane
są dodatkowe szczepienia, badanie krwi, bądź odrobaczenie zwierzaka tuż przed
podróżą. Dlatego, jeśli planujecie wakacje ze swoim pupilem najlepiej
zorientować się odpowiednio wcześnie, jakie dokumenty będą niezbędne.
Cóż mogę powiedzieć – nie taki diabeł straszny. Nasze
bestie zniosły podróż idealnie. Teraz cieszą się z pobytu w Niemczech i z
podróży po Europie. Zwiedziły już Włochy i Szwajcarię. I nie możemy
doczekać się kolejnych wspólnych wypraw.

Ciekawy wpis. Dobrze pokazuje, że jest z tym trochę zachodu. W sumie dla zwierzaków to też nie jest super. Tych historii, o których piszesz, że a to słychać szczekanie psów itp. nie znałem, ale to naprawdę niemożliwe. Nie da się słyszeć szczekania psa w trakcie lotu. Nie wiem czy wiesz, ale ogólnie w lukach bagażowych temperatura jest niższa, nie minusowa , ale niekiedy niższa nawet niż te 15 stopni. Dlatego też bardzo ważne jest to,aby piloci byli poinformowani przez obsługę załadunkową o tym co przewożą w lukach, ponieważ wtedy mogą dostosować temperaturę. Całe szczęście, że wasza podróż skończyła się pomyślnie.
OdpowiedzUsuńWażne, żeby znać procedurę. Niestety niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, ile czasu to zajmuje. I tuż przed wyjazdem robi się wielki kłopot. Napatrzyłam się na całą masę takich historii.
UsuńTeż mi się wydaje, że raczej ciężko usłyszeć szczekanie, ale nasz kolega się zapierał, że czasem słyszy.
Pozdrawiam serdecznie!
Nie taki diabeł straszny, ale jak czytałam wpis to nadziwić się nie mogłam ile trzeba przejść.. i Wy i zwierzaki :) No ale teraz zapewne macie dobry czas i odpoczywacie :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNa szczęście całe to zamieszanie już za nami :) i tak! fajnie jest wrócić
UsuńPozdrawiam
Najważniejsze że czują się dobrze :)
OdpowiedzUsuńnajszczęśliwsze! :)
UsuńNawet nie byłam świadoma, że tyle z tym roboty! Dobrze, że maluchy nie zmarzły :)
OdpowiedzUsuńUściski Agnieszko!
UsuńRany Julek, nie wiedziałam, że tyle z tym zamieszania. Na szczęście na terenie Europy "biurokracja" jest trochę mniejsza i nasza Mila może z nami podróżować bez ograniczeń. Co prawda w samolocie jej sobie nie wyobrażam, a bardziej sobie siebie nie wyobrażam na myśl o Mili zamkniętej gdzieś w luku :). Na szczęście my bardzo często jeździmy samochodem ( a auto mamy siedmioosobowe ) więc nasze podróże to zawsze cztery stopy i cztery łapy :). Fajnie, że dolecieliście szczęśliwie!
OdpowiedzUsuńI super! Uważam, że podróże z psami nakłaniają do innego typu aktywności, który w naszym przypadku bardzo dobrze się sprawdza.
UsuńCo do podróży samolotem to powtarzałam sobie w kółko - nie one pierwsze nie ostatnie, więc będzie dobrze. No i było :)
Pozdrawiamy łapy!